Bo kiedy już myślałam, że ogarniam, że nie jest tak źle, gdy zaczęłam odpuszczać sobie pewne sprawy by móc skupić się na moim M., inaczej organizowałam sobie dzień i pomyślałam, że będzie ok, wszystko wywróciło się do góry nogami.
Kiedy pomyślałam, że cudownie jest patrzeć na tego mojego skrzeczo-śmieszka, bo kocham go za nic i pomimo wszystko, i w myślach planowałam nasz kolejny rok na moim kolejnym "urlopie" - tym razem wychowawczym- złota rybka postanowiła spełnić niewypowiedziane życzenie przynajmniej rok wcześniej niż bym chciała.
Kiedy kolejnym krokiem do "by żyło się lepiej" miał być big remont w naszym M na początki września okazało się, że zamiast pakować swoje rzeczy, żeby uchronić je przed remontowym kurzem i pyłem muszę rozpakowywać i układać nowe rzeczy na nowych mebelkach...
Dostałam pracę. Nową pracę. W nowym miejscu.
Wystarczyło jedno cv. Jedna krótka rozmowa.
Taka okazja mogłaby się nie trafić za rok czy dwa.
Zaczynam od początku.
Nowa grupa. Czterolatki. Nowe wyzwania.
Z pierwszym września wywróciłam życie swoje i swojej rodziny do góry nogami. Mamy kosmos w domu.
Miałam być na wychowawczym a idę do pracy. Młody idzie do żłobka chociaż zawsze mówiłam, że moje dziecko do żłobka nigdy nie pójdzie. Życie samo pisze scenariusze i weryfikuje nasze plany...
Mam nadzieję, że uda mi się pogodzić wszystkie obowiązki. Z niczego nie chcę rezygnować. Nadal staję na głowie. Noce są jeszcze krótsze niż wcześniej. Mam nadzieję, że niczego nie będę żałować.
Trzymajcie za mnie kciuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw komentarz - chcę wiedzieć, że ktoś to czyta:)