czwartek, 8 grudnia 2016

Book Tour po raz trzeci

Jakiś czas temu Kasia z poligon-domowy zaproponowała mi udział w Book Tour. Na początku pomyślałam, że nie ma szans, żebym teraz cokolwiek przeczytała, doba jest dla mnie stanowczo za krótka na codzienne rutynowe obowiązki, więc czytanie zupełnie odpada. Ale dałam się namówić i dwa tygodnie później na poczcie czekała na mnie książka "Z twojej winy" Krystyny Śmigielskiej.






Okładka zachęcająca do czytania - tak przyznaję, niekiedy oceniam książę po okładce. Pierwsze 100 stron przeczytałam w jeden wieczór, ciekawość losów bohaterów rosła z każda stroną. Potem jakoś mój zapał ostygł ale przeczytałam do ostatniej strony.


Bohaterami książki są Marta i Marcin. Ona kobieta po przejściach, żona lokalnego polityka, inteligentna i ładna, mogąca żyć w luksusie, on młody, przystojny, z dobrym zawodem, niewiele mogący jej zaoferować. Postanowili być razem, mimo przeciwności losu: kobieta po przejściach (poronienia, przemoc fizyczna ze strony męża) i mężczyzna pochodzący z biednej dzielnicy. Chcą zrobić wszystko, by uciec od przeszłości i by nie dosięgła ich zemsta jej męża. Początkowo ich miłość wydawała się mi się prawdziwa i wyjątkowa, że wszelkie przeszkody są w stanie ominąć dzięki swojej miłości, dzięki temu, że są razem. Ale im bliżej poznawałam bohaterów i zagłębiałam się w lekturze, tym więcej pojawia się intryg i niespodzianek. Marta zamiast trzymać się z dala od męża, idzie do niego by spróbować go przekonać, żeby ten nie mścił się na Marcinie, by zostawił ich i ich miłość w spokoju. Naiwnie wierzy, że jej mąż, mężczyzna zdolny do podniesienia na nią reki, do gwałtów i szantażów, spokojnie przyjmie jej prośby i argumenty i pogodzi się z odejściem żony i da jej rozwód. Jej wizyta w jego gabinecie przynosi odwrotny skutek, a ponad to Marta zaczyna grać na dwa fronty myśląc, że w ten sposób załagodzi chęć zemsty u męża. O ile początkowo postać Marty budzi sympatię o tyle później jest odwrotnie; jej poczynania wobec Marcina i męża zaczynają być wręcz śmieszne. Bo jak wierzyć w jej wielką miłość do Marcina gdy jednocześnie godzi się na wyjazd z mężem w delegację, naiwnie myśląc, że ten nie będzie chciał się z nią przespać?!

"Pomimo wszystkich wątpliwości, wiedziała jedno: musi jechać i być posłuszna mężowskiej woli, bo tylko w ten sposób ratuje Marcina, a dla niej on był najważniejszy. Dla jego spokoju gotowa była na najstraszliwsze tortury, upokorzenia." - autorka próbuje usprawiedliwiać postawę Marty jej wielkim uczuciem do Marcina, traktuje to jako poświęcenie i próbuje wręcz zrobić z niej męczennicę ale dla mnie to coś w stylu rozdwojenia jaźni :) Jej postawa nie budzi już nawet litości lecz śmiech.

W dalszej części książki poznajemy walkę Marcina i Marty o ich związek. Czy uda im się pokonać przeciwności? Czy są w stanie stawić czoła nie tylko wrogo im nastawionemu mężowi Marty? Czy jest ktoś, kto będzie ich wspierał? O tym musicie przekonać się sami.



Książkę przeczytały już:

poniedziałek, 10 października 2016

Po macierzyńskim

Minęło prawie półtora miesiąca odkąd wróciłam do pracy. W kilka dni nasze życie rodzinne wywróciło się do góry nogami a moje plany na urlop wychowawczy legły w gruzach. Ale...dobrze się stało. Po tych kilku intensywnych tygodniach mogę powiedzieć, że powrót do pracy był mi potrzebny i dobrze mi zrobił. Mimo tego, że M. zamiast być z opiekunką poszedł do żłobka, mimo tego że śpię jeszcze mniej niż będąc na macierzyńskim, i mimo tego, że z Panem Mężem i Ojcem  ciągle się mijamy to cieszę się z takiego obrotu sytuacji.

Nie, nie jest lekko. Śpię maksymalnie 6 godzin, piję 3-4 kawy dziennie a z Młodym chodzę minimum raz w tygodniu do lekarza bo dzieci żłobkowe do zdrowych nie należą... Ale powoli zaczynamy ogarniać, co nie znaczy, że nasze mieszkanie codziennie jest czyste, mam czas na czytanie książek lub oglądanie tv chociaż przez pół godziny raz na jakiś czas i chodzę na zumbę dwa razy w tygodniu, żeby "robić coś tylko dla siebie". Co to to nie. Ale nauczyłam się funkcjonować w tym biegu, mieszkać w domu gdzie non stop porozrzucane są zabawki (bo przestałam je co chwilę zbierać za M.i perfekcyjnie układać każdego wieczoru), jest kurz i stos prania. Bo teraz gdy wracam z pracy biegnę do żłobka odebrać M. i kiedy wracamy do domu nie liczy się nic innego tylko on. Nieważny jest bałagan, obiad do ugotowania, dokumenty do wypełnienia... Najważniejszy jest Miki. Myślałam, że kiedy wrócę do pracy z dziećmi braknie mi cierpliwości, że nie dam rady być cierpliwa w grupie a potem w domu ale byłam w błędzie. Po dniu w pracy jestem tak stęskniona za moim syneczkiem, że mam więcej cierpliwości do niego niż kiedykolwiek wcześniej. Uwielbiam, kiedy podbiega do mnie gdy pojawiam się w drzwiach żłobkowej sali. Jeszcze bardziej uwielbiam gdy ganiamy się po placu zabaw, kocham gdy po powrocie do domu zmęczony siada mi na kolanach i czytam mu jego ulubione książeczki. A potem wraca Pan Mąż i Ojciec i jest jeszcze weselej :)

Obawy przed powrotem do pracy po urodzeniu dziecka towarzyszą każdej kobiecie, bez względu na to, czy dziecko ma trzy miesiące, pół roku, rok czy więcej. I chyba nie da się do tego przygotować. Czasem wystarczy chyba tylko zachować spokój i mieć wsparcie w bliskich.


piątek, 16 września 2016

Pielęgnujący krem do mycia Le Petit Marseillais

Pierwsza recenzja kosmetyku Le Petit Marseillais pojawiła się już dawno ale to nie oznacza, że zapomniałam o dwóch pozostałych buteleczkach z paczki ambasadorskiej . Dziś zamiast sprzątać i gotować po tym jak M. zasnął, postanowiłam się zrelaksować pisząc ten post.

Obok kremowego żelu pod prysznic Malina i Piwonia znalazł się Pielęgnujący Krem do mycia intensywne nawilżenie Masło Shea i Akacja. Co o produkcie pisze producent? Otóż " ... nie tylko oczyszcza skórę, ale też pielęgnuje ją dzięki kompozycji składników pochodzenia naturalnego. Wyjątkowa formuła kremu pozostawia Twoją skórę intensywnie nawilżoną i odżywioną". Po przetestowaniu tego kremu do mycia mogę śmiało potwierdzić te słowa: produkt oczyszcza bez problemu skórę pozostawiając ją nawilżoną. Po jego użyciu nie mam uczucia suchej i napiętej skóry co niekiedy mi się zdarza gdy skuszę się na produkt pod prysznic, którego wcześniej nie używałam.
Słowo o składnikach tego kremu: masło shea posiada właściwości pielęgnacyjne, nawilżające i natłuszczające, z kolei akacja ceniona jest za swoje kwiaty, które uwalniają delikatny, słodki zapach. I właśnie zapach akacji dominuje w tym kosmetyku; jest dobrze wyczuwalny i bardzo przyjemny. Przywodzi on na myśl początek lata i wakacji, relaksuje i odpręża. Konsystencja tego kremu do mycia jest dosyć wodnista, jak dla mnie zbyt płynna i trzeba się do niej przyzwyczaić podczas jego stosowania. Jednak w połączeniu z wodą tworzy on delikatną pianę, która nadaje skórze miękkość i delikatny zapach wyjątkowych składników. Opakowanie, w którym "zamknięte" zostały masło shea i akacja nieco mniej mi się podoba niż opakowanie "Maliny i Piwonii" ale ono również posiada wypustki ułatwiające trzymanie butelki podczas kąpieli.

Pielęgnujący krem pod prysznic intensywne nawilżenie Masło Shea i Akacja jest z pewnością odpowiednim produktem dla kobiet, które od kosmetyku pod prysznic oczekują nawilżenia i które lubią kwiatowe aromaty.




wtorek, 6 września 2016

Życie pełne jest niespodzianek

Życie ze mnie zadrwiło. Zagrało mi na nosie. Zaśmiało mi się w twarz....
Bo kiedy już myślałam, że ogarniam, że nie jest tak źle, gdy zaczęłam odpuszczać sobie pewne sprawy by móc skupić się na moim M., inaczej organizowałam sobie dzień i pomyślałam, że będzie ok, wszystko wywróciło się do góry nogami.
Kiedy pomyślałam, że cudownie jest patrzeć na tego mojego  skrzeczo-śmieszka, bo kocham go za nic i pomimo wszystko, i w myślach planowałam nasz kolejny rok na moim kolejnym "urlopie" - tym razem wychowawczym- złota rybka postanowiła spełnić niewypowiedziane życzenie przynajmniej rok wcześniej niż bym chciała. 
Kiedy kolejnym krokiem do "by żyło się lepiej" miał być big remont w naszym M na początki września okazało się, że zamiast pakować swoje rzeczy, żeby uchronić je przed remontowym kurzem i pyłem muszę rozpakowywać i układać nowe rzeczy na nowych mebelkach...


Dostałam pracę. Nową pracę. W nowym miejscu. 
Wystarczyło jedno cv. Jedna krótka rozmowa. 
Taka okazja mogłaby się nie trafić za rok czy dwa.
Zaczynam od początku.
Nowa grupa. Czterolatki. Nowe wyzwania.

Z pierwszym września wywróciłam życie swoje i swojej rodziny do góry nogami. Mamy kosmos w domu. 
Miałam być na wychowawczym a idę do pracy. Młody idzie do żłobka chociaż zawsze mówiłam, że moje dziecko do żłobka nigdy nie pójdzie. Życie samo pisze scenariusze i weryfikuje nasze plany...

Mam nadzieję, że uda mi się pogodzić wszystkie obowiązki. Z niczego nie chcę rezygnować. Nadal staję na głowie. Noce są jeszcze krótsze niż wcześniej. Mam nadzieję, że niczego nie będę żałować. 

Trzymajcie za mnie kciuki.

środa, 31 sierpnia 2016

Przypadkowy konkurs na okładkę

Na początku sierpnia pisałam Wam o Przypadkowym Book Tour (klik). Starałam się naświetlić Wam sylwetkę Jacka Przypadka, głównego bohatera książek Jacka Getnera. Śpieszę z nowiną: wkrótce ukaże się kolejny tom opisujący zmagania jasnowidzącego zatytułowany "Pan Przypadek i mediaktorzy". W związku z tym zostałam zaproszona przez samego autora do głosowania w konkursie na okładkę piątej części przygód Pana Przypadka. W finale znalazło się pięć okładek, które możecie zobaczyć tutaj. Jeżeli jesteście ciekawi zasad konkursu znajdziecie je tutaj.

Długo zastanawiałam się, jak rozłożyć punkty. Ostatecznie 3 punkty oddaję na okładkę nr 1, 2 punkty wędrują do okładki nr 5 i 1 punkt na okładkę numer 4.



A Wam która okładka najbardziej przypadła do gustu?

wtorek, 30 sierpnia 2016

Trzy fakty, których nie znacie o Le Petit Marseillais

Dziś zajrzymy do świata Le Petit Marseillais.

Jak już wiecie z tego posta byłam sceptycznie nastawiona do tej marki, gdy wchodziła na rynek i pojawiły się jej reklamy w telewizji. Zbieg okoliczności sprawił, że zostałam Ambasadorką prowansalskich kosmetyków i wiele moich wątpliwości zostało rozwianych. Dlatego chciałam podzielić się z Wami ciekawostkami o Le Petit Marseillais. Być może ciekawi Was jaka jest tradycja LPM, jaki jest skład Mydła Marsylskiego i dlaczego w logo firmy pojawia się postać małego chłopca...

Tradycja Le Petit Marseillais sięga XII wieku. Wówczas rozpoczęto w Marsylii produkcję "Mydła Marsylskiego". Mydło to stało się bardzo popularne we Francji za sprawą swoich pielęgnujących właściwości. Aby Mydło Marsylskie mogło oficjalnie nosić tę nazwę musi zawierać aż 72% oliwy z oliwek! Kształt mydła stał się inspiracją do powstania opakowań żeli pod prysznic na podobiznę Savon de Marseille.

Logo Le Petit Marseillais jest inspirowane historią małego chłopca, który sprzedawał w Marsylii słynne mydło. Jego postać widnieje w centralnym punkcie logo maki.

Część produktów Le Petite Marseillais powstaje we Francji. Produkuje się tam mydła w kostce, większość żeli pod prysznic, szamponów i produktów do pielęgnacji ciała. Pozostałe produkty pochodzą z fabryk europejskich (Włochy, Grecja), gdzie stosuje się te same kryteria produkcji co we Francji.

Jako ambasadorka Le Petit Marseillais testuję obecnie żel pod prysznic, balsam do mycia oraz krem do mycia. Ponadto wśród kosmetyków do ciała LPM posiada żele pod prysznic i do kąpieli, olejki pod prysznic,mleczko nawilżające oraz mleczko regenerujące (nuty zapachowe poszczególnych kosmetyków możecie poznać tutaj.

Czy jest coś co chcielibyście jeszcze wiedzieć o Le Petit Marseillais?


środa, 24 sierpnia 2016

Po co mi ten blog?

Zanim zaszłam w ciążę i poszłam na urlop zdrowotny, a potem macierzyński, byłam całkowicie pochłonięta swoją pracą. Jestem z zawodu i z zamiłowania nauczycielką, uwielbiam pracę z dziećmi i angażuję się w nią całą sobą. Planowanie zajęć i organizowanie atrakcji pochłaniało niemal całkowicie mój czas. Uważam, że nauczycielem, a w gruncie rzeczy pedagogiem jest się nie tylko w godzinach pracy lecz bez przerwy. Gdy wracałam do domu kolejne godziny spędzałam na planowaniu, szukaniu inspiracji i pogłębianiu swojej wiedzy pedagogiczne.

Kiedy zaszłam w ciążę i po pięciu miesiącach odeszłam na urlop zdrowotny, tęskniłam za swoją grupą, ale chciałam skupić się na sobie i dziecku. Potem urodził się M. i byłam ,,cała'' dla niego. Od tego momentu to nie praca ale on był najważniejszy, był całym moim światem. Zresztą nadal tak jest. Jednak kiedy mały skończył pół roku, minął ten "najgorszy" czas, zaczęłam zauważać, że czegoś mi brakuje. Oczywiście realizowałam się jako matka i jako gospodyni domowa (hehe) ale zaczęłam chcieć czegoś więcej. Przebywanie z dzieckiem 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu potrafi wymęczyć fizycznie ale i psychicznie. Każda mama potrzebuje jakiejś odskoczni. Prędzej czy później dopada nas frustracja, która się pogłębia i rzutuje na całą rodzinę.

U mnie tak było i starałam się znaleźć sobie jakąś odskocznię, coś, co pozwoli mi na  chwilę wytchnienia i da mi dawkę kreatywności (bo poza gotowaniem obiadów nic kreatywnego nie robiłam). Ponieważ o samotne wyjście z domu chociaż na godzinę 2-3 razy w tygodniu było ciężko (próbowałam przez miesiąc chodzić na fitness ale po wykorzystaniu 5 z 9 wejść karnetowych po miesiącu zrezygnowałam - strata pieniędzy). Zaczęłam myśleć o alternatywie. I tak, po nitce do kłębka, wymyśliłam sobie ten blog. Spróbowałam. Wkręcam się w to. Pomysłów mam całą głowę, Zgłębiam tajniki blogowania, poznaję ciekawych ludzi i ich miejsca w sieci. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ale póki co,cel swojego blogowania osiągam - odskocznia i rozrywka. Trzymajcie za mnie kciuki.