środa, 31 sierpnia 2016

Przypadkowy konkurs na okładkę

Na początku sierpnia pisałam Wam o Przypadkowym Book Tour (klik). Starałam się naświetlić Wam sylwetkę Jacka Przypadka, głównego bohatera książek Jacka Getnera. Śpieszę z nowiną: wkrótce ukaże się kolejny tom opisujący zmagania jasnowidzącego zatytułowany "Pan Przypadek i mediaktorzy". W związku z tym zostałam zaproszona przez samego autora do głosowania w konkursie na okładkę piątej części przygód Pana Przypadka. W finale znalazło się pięć okładek, które możecie zobaczyć tutaj. Jeżeli jesteście ciekawi zasad konkursu znajdziecie je tutaj.

Długo zastanawiałam się, jak rozłożyć punkty. Ostatecznie 3 punkty oddaję na okładkę nr 1, 2 punkty wędrują do okładki nr 5 i 1 punkt na okładkę numer 4.



A Wam która okładka najbardziej przypadła do gustu?

wtorek, 30 sierpnia 2016

Trzy fakty, których nie znacie o Le Petit Marseillais

Dziś zajrzymy do świata Le Petit Marseillais.

Jak już wiecie z tego posta byłam sceptycznie nastawiona do tej marki, gdy wchodziła na rynek i pojawiły się jej reklamy w telewizji. Zbieg okoliczności sprawił, że zostałam Ambasadorką prowansalskich kosmetyków i wiele moich wątpliwości zostało rozwianych. Dlatego chciałam podzielić się z Wami ciekawostkami o Le Petit Marseillais. Być może ciekawi Was jaka jest tradycja LPM, jaki jest skład Mydła Marsylskiego i dlaczego w logo firmy pojawia się postać małego chłopca...

Tradycja Le Petit Marseillais sięga XII wieku. Wówczas rozpoczęto w Marsylii produkcję "Mydła Marsylskiego". Mydło to stało się bardzo popularne we Francji za sprawą swoich pielęgnujących właściwości. Aby Mydło Marsylskie mogło oficjalnie nosić tę nazwę musi zawierać aż 72% oliwy z oliwek! Kształt mydła stał się inspiracją do powstania opakowań żeli pod prysznic na podobiznę Savon de Marseille.

Logo Le Petit Marseillais jest inspirowane historią małego chłopca, który sprzedawał w Marsylii słynne mydło. Jego postać widnieje w centralnym punkcie logo maki.

Część produktów Le Petite Marseillais powstaje we Francji. Produkuje się tam mydła w kostce, większość żeli pod prysznic, szamponów i produktów do pielęgnacji ciała. Pozostałe produkty pochodzą z fabryk europejskich (Włochy, Grecja), gdzie stosuje się te same kryteria produkcji co we Francji.

Jako ambasadorka Le Petit Marseillais testuję obecnie żel pod prysznic, balsam do mycia oraz krem do mycia. Ponadto wśród kosmetyków do ciała LPM posiada żele pod prysznic i do kąpieli, olejki pod prysznic,mleczko nawilżające oraz mleczko regenerujące (nuty zapachowe poszczególnych kosmetyków możecie poznać tutaj.

Czy jest coś co chcielibyście jeszcze wiedzieć o Le Petit Marseillais?


środa, 24 sierpnia 2016

Po co mi ten blog?

Zanim zaszłam w ciążę i poszłam na urlop zdrowotny, a potem macierzyński, byłam całkowicie pochłonięta swoją pracą. Jestem z zawodu i z zamiłowania nauczycielką, uwielbiam pracę z dziećmi i angażuję się w nią całą sobą. Planowanie zajęć i organizowanie atrakcji pochłaniało niemal całkowicie mój czas. Uważam, że nauczycielem, a w gruncie rzeczy pedagogiem jest się nie tylko w godzinach pracy lecz bez przerwy. Gdy wracałam do domu kolejne godziny spędzałam na planowaniu, szukaniu inspiracji i pogłębianiu swojej wiedzy pedagogiczne.

Kiedy zaszłam w ciążę i po pięciu miesiącach odeszłam na urlop zdrowotny, tęskniłam za swoją grupą, ale chciałam skupić się na sobie i dziecku. Potem urodził się M. i byłam ,,cała'' dla niego. Od tego momentu to nie praca ale on był najważniejszy, był całym moim światem. Zresztą nadal tak jest. Jednak kiedy mały skończył pół roku, minął ten "najgorszy" czas, zaczęłam zauważać, że czegoś mi brakuje. Oczywiście realizowałam się jako matka i jako gospodyni domowa (hehe) ale zaczęłam chcieć czegoś więcej. Przebywanie z dzieckiem 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu potrafi wymęczyć fizycznie ale i psychicznie. Każda mama potrzebuje jakiejś odskoczni. Prędzej czy później dopada nas frustracja, która się pogłębia i rzutuje na całą rodzinę.

U mnie tak było i starałam się znaleźć sobie jakąś odskocznię, coś, co pozwoli mi na  chwilę wytchnienia i da mi dawkę kreatywności (bo poza gotowaniem obiadów nic kreatywnego nie robiłam). Ponieważ o samotne wyjście z domu chociaż na godzinę 2-3 razy w tygodniu było ciężko (próbowałam przez miesiąc chodzić na fitness ale po wykorzystaniu 5 z 9 wejść karnetowych po miesiącu zrezygnowałam - strata pieniędzy). Zaczęłam myśleć o alternatywie. I tak, po nitce do kłębka, wymyśliłam sobie ten blog. Spróbowałam. Wkręcam się w to. Pomysłów mam całą głowę, Zgłębiam tajniki blogowania, poznaję ciekawych ludzi i ich miejsca w sieci. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ale póki co,cel swojego blogowania osiągam - odskocznia i rozrywka. Trzymajcie za mnie kciuki.



sobota, 20 sierpnia 2016

Kremowy żel pod prysznic Le Petit Marseillais

Dziś przychodzę do Was z recenzją kremowego żelu pod prysznic Le Petit Marseillais Malina i Piwonia.
Skąd to połączenie zapachów? Maliny uwielbiają promienie prowansalskiego słońca, dzięki niemu stają się soczyste i słodkie. Harmonijnym dopełnieniem ich aromatu jest woń pięknych piwonii. To ona zdobi wiosną prowansalskie ogrody, a jej zapach sprawia, że czas na chwile staje w miejscu.



Nie wiem jak Wy, ale ja kupując kosmetyki bardzo zwracam uwagę na opakowanie. A butelka w której zostały zamknięte maliny i piwonie wyjątkowo przypadła mi do gustu: prostokątna, poręczna, z wypustkami po bokach co zapobiega wyślizgiwaniu się opakowania z rąk. No i jest różowa:)

Co na opakowaniu obiecuje producent ? "Le Petite Marseillais Malina i Piwonia delikatnie oczyszcza Twoją skórę. Aksamitna, łatwa do spłukiwania piana uwalnia owocowy, świeży i aromatyczny zapach, który rozbudzi Twoje zmysły. Twoja skóra pięknieje - jest miękka, nawilżona i odżywiona!". Trudno mi się z tym nie zgodzić! Zapach jest powalający! Od razu przypomniały mi się zeszłoroczne wakacje u babci i zbiory owoców, w tym właśnie malin. Poprosiłam męża o odnalezienie zdjęć z tej wizyty - odnalazł fotki, na których uwiecznił moją mamę, która ma pełne garście malin - cudo! Bardzo spodobała mi się też konsystencja produktu. Żel jest gęsty (nie znoszę produktów wodnistych, które przeciekają przez palce zanim nałoży się je na skórę) i tworzy pianę, która delikatnie otula skórę i łatwo się spłukuje. Po użyciu tego kosmetyku moja skóra jest gładka i miękka a łazienka cała wypełniona przyjemnym zapachem.



Jeżeli więc lubicie maliny, ich wyjątkowy smak i zapach, który przywodzi na myśl lato, to ten żel jest właśnie dla Was!


czwartek, 18 sierpnia 2016

Życzenia do złotej rybki


We wtorek zadzwoniłam do szwagra z życzeniami urodzinowymi. Sto lat, pomyślności, zdrowia, niech się mury pną do góry i takie tam. Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę a na koniec Michu dodał, że wyśle mi mmsa. Zaintrygował mnie tym trochę, miałam tylko nadzieję, że nie ściągnie mi na komórkę żadnej nagiej fotki hehe. Po kilku minutach przyszedł mms ze zdjęciem... złotej rybki w małym akwarium z podpisem "Dreams come true". Do tej pory nie wiedziałam, że mąż mojej siostry marzy o wielkim akwarium w domu a ta złota rybka ma być tą pierwszą do kolekcji. No ale ja nie o tym. Chwilę po mmsie przyszła wiadomośc: PISZ ŻYCZENIA BO DZIAŁA!!! No więc zapytałam czy jest jakiś limit na życzenia. Okazało się, że żaden, mogę sobie zażyczyć co tylko chcę a się spełni. Niewiele myśląc wcisnęłam opcję "wpisz wiadomość" i....  nie wiedziałam co napisać! I nie dlatego, że nie wiedziałam od czego mam zacząć. Po kilku dłuższych chwilach doszłam do wniosku, że mam wszystko! Serio! Mam wspaniałego kochającego męża, super synka, który wspaniale się rozwija i przynosi nam całą masę radości, jesteśmy zdrowi i nie mamy kredytu na głowie; mam pracę o jakiej zawsze marzyłam i która daje mi jako takie pieniądze na życie, mąż też spełnia się zawodowo. Nie kapie nam na głowę, nie jest nam za ciasno w naszym M i mamy czym wozić swoje cztery litery jeśli chcemy odpocząć za miastem. Mieszkamy w pięknym mieście, w którym niczego nam nie brakuje, mamy wspaniałą rodzinę na którą zawsze możemy liczyć. Czy mogłabym chcieć czegoś więcej? Nie chcę pisać, że nie mam marzeń. Ale na te materialne, jak dom z ogródkiem i KONIECZNIE ze zjeżdżalnią i piaskownicą dla Młodego dzięki zdrowiu i pracy możemy sami sobie zapracować.

Jeszcze pól roku temu nie pomyślałabym, że będę tak patrzeć na swoje życie. Teraz się cieszę z tego co jest tu i teraz.

Dziś poproszę Michała, żeby przekazał złotej rybce wiadomość ode mnie: złota rybko, mam wszystko co dla mnie najważniejsze. Spełniaj marzenia innych.

A Wy o co poprosilibyście złotą rybkę?


niedziela, 14 sierpnia 2016

Jak zostałam ambasadorką Le Petit Marseillais

Pamiętam moment, w którym pierwszy raz zobaczyłam reklamę kosmetyku Le Petit Marseillais w telewizji gdy marka ta wchodziła na polski rynek. Powiem szczerze, od razu pomyślałam, że to się nie przyjmie. Po pierwsze nazwa jakaś taka dziwna, długa, wydawało mi się, że nie zapadnie nikomu w pamięć. Po drugie logo: postać chłopca ni jak mi tu nie pasowała, co on może mieć wspólnego z kosmetykami do pielęgnacji ciała dla kobiet?! Po trzecie: jest tyle kosmetyków pod prysznic, których producent obiecuje rozpieszczenie naszej skóry, pobudzenie zmysłów czy składniki pochodzenia naturalnego, że LPM niczym się nie wyróżni i kobiety tego "nie kupią". Ogólnie rzecz biorąc byłam bardzo sceptycznie nastawiona. Osobiście nie jestem przywiązana do jednej marki kosmetycznej, kupuję zazwyczaj to, co jest w promocji w Rossmanie (znacie to?:)) ale po produkty LPM jak do tej pory jeszcze nie sięgnęłam.



 Jakiś czas temu na facebooku wyświetliła mi się informacja o naborze do Kampanii Ambasadorskiej Le Petit Marseillais. Pomyślałam, że to świetna okazja, żeby bliżej poznać tę markę, skonfrontować swoje przypuszczenia z rzeczywistością i dosłownie przekonać się na własnej skórze, czy kosmetyki LPM rozpieszczą moje zmysły :D Poza tym często zgłaszam się do testowania różnych kosmetyków, dwa razy już mi się udało, więc nie zastanawiając się zbyt długo zarejestrowałam się w Portalu Ambasadorek LPM, uzupełniłam swoje dane i wypełniłam ankietę. Po około 2 dwóch tygodniach dostałam e-mail z informacją, że LPM przygotowuje dla mnie Paczkę Ambasadorską. Po kilku dniach otrzymałam wyjątkowy prezent: 3 produkty pod prysznic, list powitalny, niezwykły przewodnik po świecie LPM i mnóstwo próbek dla przyjaciółek. Czuję, że przede mną wielka przygoda!



Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o świecie Le Petit Marseillais zajrzyjcie koniecznie na http://www.le-petit-marseillais.pl/ oraz https://ambasadorkalpm.pl/.

piątek, 12 sierpnia 2016

Book Tour - "Jak powietrze"

Dziś o drugim Book Tour, w którym wzięłam udział, organizowanym przez  poligon-domowy.blogspot.com. Tym razem na tapecie książka Agaty Czykierdy-Grabowskiej pt. "Jak powietrze". O książce tej już jest głośno, jest mocno promowana zwłaszcza przez blogerki książkowe, co mnie osobiście nie dziwi bo książka z pewnością jest ciekawa i zasługuje na to. Już sama jej okładka zachęca do sięgnięcia po lekturę, potem jest jeszcze lepiej.


Oliwia, studentka z Warszawy, to dziewczyna, której na pozór nic nie brakuje: ma bogatego ojca, przystojnego chłopaka Szymona, z którym spędza wieczory w najlepszych klubach w mieście, przyjaciółki, nowoczesny dom w dobrej dzielnicy, własny samochód... Wiedzie dość beztroskie życie, dopóki pod koła jej samochodu nie wpadnie nieznajomy chłopak imieniem Dominik. Odwozi go do szpitala i oferuje dalszą pomoc. Tak zaczyna się ich niezwykła znajomość, przepełniona wzlotami i upadkami. Bo Dominik to jej przeciwieństwo: mieszka w starej kamienicy na Pradze, wychowywał się bez rodziców, zajmuje się młodszym rodzeństwem i nie ma czasu na rozrywki. Ale im dłużej poznajemy ich losy tym bardziej przekonujemy się, że wiele ich łączy: wiedzą co to ból, przeżyli utratę ukochanej osoby, czują się samotni, los okrutnie ich doświadczył i z tymi doświadczeniami muszą nieustannie się zmierzać.

"Z samotnością można żyć i można się do niej przyzwyczaić, ale tylko wtedy, gdy przestrzega się jednej ważnej zasady... Nie można zaznać bliskości z innym człowiekiem".

Między Oliwią i Dominikiem pojawia się uczucie. Chociaż oboje się przed tym bronią to między nimi rodzi się niezwykła miłość. Bohaterowie napotykają na wiele przeszkód, ciągle pojawiają się jakieś niedopowiedzenia, tajemnice, są i postaci drugoplanowe, które nieźle namieszają. Czy mimo to Oliwii i Dominikowi uda się przetrwać kryzysy, otworzyć się na miłość i stworzyć razem szczęśliwy związek? O tym musicie sami się przekonać.

Bardzo spodobał mi się styl pisarki. Powieść jest napisana lekko, na wszystko jest w niej miejsce: doskonałe opisy różnorodnych emocji, zdarzeń i miejsc poruszają wyobraźnię, a to lubię, gdy czytam książkę. Jest tu też miejsce na kilka wulgarnych słów i opisy scen łóżkowych, które jednak nie wybijają z rytmu czytania, są użyte sensownie, dopełniają całość. Moim jedynym "ale" są senne marzenia Oliwii - po prostu książka mogłaby się bez nich obyć.

"Jak powietrze" to dla mnie niezwykła powieść, bardzo wciągająca i przejmująca. Miłość między bohaterami jest ukazana naprawdę w niezwykły sposób, dlatego warto tę książkę przeczytać.


Dziękuję raz jeszcze Kasi z Poligonu domowego za możliwość udziału w Book Tour. Dziś książka rusza do kolejnego czytelnika:)



środa, 10 sierpnia 2016

Pierwsza "scena" w sklepie

Taka sytuacja: wchodzę z Młodym do Biedry zrobić szybkie zakupy. A ponieważ M. jest coraz bardziej kumaty i nie da sobie w kaszę dmuchać to przy stoisku z owocami, a dokładnie z bananami, wyciąga rękę i woła "BA"! Właśnie banany miałam kupić bo na podwieczorek miała być sałatka owocowa. No więc pakuję pospiesznie te banany a potem arbuza a ten w płacz! Bo przecież on chce banana a matka mu nie dała. Przyspieszam kroku po drodze zgarniając cytrynę i niemal biegnę do kasy bo mały nie przerywa swojego lamentu. Stanęłam w kolejce, przede mną z pięć osób, myślę: trudno synu, nic nie poradzimy, na nic Twój lament. Miła pani wskazuje mi, że dwa stanowiska dalej jest czynna kasa bez kolejki; wykręcam. Przed nami jedna starsza Pani, make up a'la Kleczkowska ze Złotopolskich. Patrzę na nią i już wiem, że nie lubi dzieci. No ewidentnie nie zachwyca jej widok matki z dzieckiem w wózku. Nawet z takim słodziakiem jak mój, który zdążył już się uspokoić i po swojemu trochę marudził obwieszczając mi swoje niezadowolenie spowodowane zwłoką w konsumpcji banana. Szybko wykładam zakupy na taśmę a Pani kasjerka mówi do mnie: "Proszę przejść". Podziękowałam i przesunęłam wózek. No i się zaczęło! Starsza pani już ma gulę i nie wytrzymuje: BYŁAM PIERWSZA! Na co kasjerka odpowiada spokojnym głosem: Ale ta pani z dzieckiem. Starsza pani na to: "JA TEŻ MIAŁAM DZIECI, TEŻ ROBIŁAM ZAKUPY I NIKT NIE MUSIAŁ MI USTĘPOWAĆ". Ja spokojnym głosem: "Nie prosiłam, żeby ktokolwiek mnie przepuszczał ale cieszę się, że w tym sklepie są takie zasady. Pani pewnie też chciałaby, żeby ktoś jej ustąpił w pewnych sytuacjach". Kobieta za mną odezwała się: "Pani da spokój, niektórzy starsi ludzie nie lubią dzieci". Zgarnęłam zakupy i ruszyłam do wyjścia. Zanim sprowadziłam wózek z podjazdu Starsza Pani już załatwiła swoje sprawunki (miała trzy produkty na taśmie) i minęła nas nie odmawiając sobie kolejnego komentarza w naszą stronę: "POTEM ROZPIESZCZONE TE DZIECIAKI!!!".

Chyba wiem, kto zrobił większą scenę w Biedrze:-)

Nie uważam się za Matkę Polkę Świętą Krowę, która oczekuje od świata oklasków i przywilejów z samego tytułu bycia matką. Będąc z dzieckiem, czy nawet jeszcze będąc w ciąży, nigdy nikogo nie poprosiłam o pomoc typu ustąpienie miejsca w kolejce (nawet gdy w ciąży czekałam ponad godzinę w kolejce do laboratorium w ciasnej i dusznej poczekalni, gdzie na tablicy wisiała informacja, że kobiety w ciąży są przyjmowane poza kolejnością) ale od zawsze uważam, że odrobina ludzkiej życzliwości jeszcze nikomu nie zaszkodziła, i że dobro powraca. Na szczęście te mniej przyjemne sytuacje zdarzają się rzadko. Przypominam sobie jeszcze jedną, gdy Miki miał dwa miesiące, awersję do gondoli ( o której piszę tutaj) i niesłychaną zdolność budzenia się podczas szybkich zakupów w sklepie (które były ostatecznością podczas naszych spacerów). Obudził się kiedy byłam już przy kasie i od razu zaczął głośno płakać. Ponieważ pocieszanie nic nie pomogło wzięłam go na ręce. Wówczas starsza pani w kolejce skomentowała: JUŻ MATKA ROZPUŚCIŁA! Po wyjściu ze sklepu zadzwoniłam do koleżanki i się popłakałam. Teraz już mnie to nie rusza.

Zdarzyła się Wam podobna sytuacja? Jak wtedy reagowałyście?
Pozdrawiam, udomowiona


czwartek, 4 sierpnia 2016

Przypadkowy Book Tour

Na przełomie lipca i sierpnia miałam przyjemność wziąć udział w Przypadkowym Book Tour organizowanym przez poligon-domowy.blogspot.com. Jest to pierwsze tego typu wydarzenie, w którym wzięłam udział i nie ukrywam, że taka forma poznawania książek i ich autorów bardzo mi odpowiada. Z pewnością to nie ostatnie Book Tour w jakim wezmę udział. Ale skupmy się na książce, o której chciałam Wam napisać.





Książka jaka do mnie dotarła to "Pan Przypadek i celebryci" Jacka Getnera (zapraszam na fanpage). Jest to druga książka opowiadająca o perypetiach detektywa Jacka Przypadka. Jeżeli myślicie, że jest to kryminał, w którym poleje się krew lub dojdzie do strzelaniny to bardzo się mylicie! Ale po przeczytaniu pierwszego zdania książki, które rozpoczyna się od słowa "nieboszczyk" wiedziałam, że będzie ciekawie. W książce opisane są trzy historie, z którymi przyszło się zmierzyć tytułowemu bohaterowi.

"Miłość i medycyna" - na planie znanego serialu telewizyjnego okazuje się, że aktor, który gra nieboszczyka naprawdę nie żyje. Podejrzanymi o przyczynienie się do jego śmierci są gwiazdy (a właściwie celebryci) grające w serialu. Obok tego głównego wątku poznajemy jeszcze wątki poboczne a wraz z nimi kolejnych bohaterów np. Błażeja Sakowicza, Annę Sobanię czy Malwinę Żarską. Postaci te trochę namieszają w książce - i dobrze!

"Znamienne stany świadomości - znany prezenter telewizyjny, a właściwie showman, Bolko Szołtysik traci swój "Manifest komunistyczny" i jest szantażowany przez złodzieja manifestu groźbą skompromitowania gwiazdy. Bolko jest ciekawą postacią nie tylko przez to, że jego najważniejszym zajęciem jest zachwycanie się samym sobą, ale też przez swoje myślenie matematyczne... Więcej Wam o nim nie zdradzę, ale zdradzę Wam pewien sekret - przez moment nawet podejrzewałam o udział w zaginięcie manifestu samego Przypadka! Te zagadki są tak niecodzienne i niejasne, że w pewnym momencie czytelnikowi  przychodzą do głowy różne pomysły;)

"Blondyn wieczorową porą" - Mikele, narzeczony uczestniczki reality i talent show Kasiy'i, znika w bliżej nieokreślonych okolicznościach. Historia zawiła; najpierw wydaje nam się, że Kasiya i Mikele to typowa para celebrytów pojawiająca się na tzw. ściankach i sesjach zdjęciowych kolorowych magazynów. Jednak powoli dowiadujemy się, że to para "na pokaz", że jedno z drugim jest dla jakiegoś osobistego powodu, a historię i krąg podejrzanych o zaginięcie blondyna  komplikuje pojawienie się wróżki Nibelungi i kanonika Harnasia... I tutaj muszę Wam się do czegoś przyznać - ta historia podobała mi się najmniej, właśnie przez postać wróżki i kanonika wydała mi się jakaś taka przekombinowana.

Podsumowując: dawno się tak nie uśmiałam czytając książkę. Komizm postaci i komizm sytuacyjny sprawiają, że książkę czyta się niemal jednym tchem. Postać Jacka Przypadka jest nietuzinkowa, coś pomiędzy detektywem Rudkowskim a jasnowidzem Krzysztofem Jackowskim:) Swoje detektywistyczno-jasnowidzkie sukcesy Przypadek zawdzięcza swojej głównej dywizie "Ludzie są banalnie przewidywalni". Ciekawe czy Wam udałoby się odgadnąć choć jedną z tych zagadek. Serdecznie zachęcam Was do przeczytania "Pana Przypadka...", a samym bohaterem możecie się "spotkać" na http://panprzypadek.blogspot.com/.