środa, 10 sierpnia 2016

Pierwsza "scena" w sklepie

Taka sytuacja: wchodzę z Młodym do Biedry zrobić szybkie zakupy. A ponieważ M. jest coraz bardziej kumaty i nie da sobie w kaszę dmuchać to przy stoisku z owocami, a dokładnie z bananami, wyciąga rękę i woła "BA"! Właśnie banany miałam kupić bo na podwieczorek miała być sałatka owocowa. No więc pakuję pospiesznie te banany a potem arbuza a ten w płacz! Bo przecież on chce banana a matka mu nie dała. Przyspieszam kroku po drodze zgarniając cytrynę i niemal biegnę do kasy bo mały nie przerywa swojego lamentu. Stanęłam w kolejce, przede mną z pięć osób, myślę: trudno synu, nic nie poradzimy, na nic Twój lament. Miła pani wskazuje mi, że dwa stanowiska dalej jest czynna kasa bez kolejki; wykręcam. Przed nami jedna starsza Pani, make up a'la Kleczkowska ze Złotopolskich. Patrzę na nią i już wiem, że nie lubi dzieci. No ewidentnie nie zachwyca jej widok matki z dzieckiem w wózku. Nawet z takim słodziakiem jak mój, który zdążył już się uspokoić i po swojemu trochę marudził obwieszczając mi swoje niezadowolenie spowodowane zwłoką w konsumpcji banana. Szybko wykładam zakupy na taśmę a Pani kasjerka mówi do mnie: "Proszę przejść". Podziękowałam i przesunęłam wózek. No i się zaczęło! Starsza pani już ma gulę i nie wytrzymuje: BYŁAM PIERWSZA! Na co kasjerka odpowiada spokojnym głosem: Ale ta pani z dzieckiem. Starsza pani na to: "JA TEŻ MIAŁAM DZIECI, TEŻ ROBIŁAM ZAKUPY I NIKT NIE MUSIAŁ MI USTĘPOWAĆ". Ja spokojnym głosem: "Nie prosiłam, żeby ktokolwiek mnie przepuszczał ale cieszę się, że w tym sklepie są takie zasady. Pani pewnie też chciałaby, żeby ktoś jej ustąpił w pewnych sytuacjach". Kobieta za mną odezwała się: "Pani da spokój, niektórzy starsi ludzie nie lubią dzieci". Zgarnęłam zakupy i ruszyłam do wyjścia. Zanim sprowadziłam wózek z podjazdu Starsza Pani już załatwiła swoje sprawunki (miała trzy produkty na taśmie) i minęła nas nie odmawiając sobie kolejnego komentarza w naszą stronę: "POTEM ROZPIESZCZONE TE DZIECIAKI!!!".

Chyba wiem, kto zrobił większą scenę w Biedrze:-)

Nie uważam się za Matkę Polkę Świętą Krowę, która oczekuje od świata oklasków i przywilejów z samego tytułu bycia matką. Będąc z dzieckiem, czy nawet jeszcze będąc w ciąży, nigdy nikogo nie poprosiłam o pomoc typu ustąpienie miejsca w kolejce (nawet gdy w ciąży czekałam ponad godzinę w kolejce do laboratorium w ciasnej i dusznej poczekalni, gdzie na tablicy wisiała informacja, że kobiety w ciąży są przyjmowane poza kolejnością) ale od zawsze uważam, że odrobina ludzkiej życzliwości jeszcze nikomu nie zaszkodziła, i że dobro powraca. Na szczęście te mniej przyjemne sytuacje zdarzają się rzadko. Przypominam sobie jeszcze jedną, gdy Miki miał dwa miesiące, awersję do gondoli ( o której piszę tutaj) i niesłychaną zdolność budzenia się podczas szybkich zakupów w sklepie (które były ostatecznością podczas naszych spacerów). Obudził się kiedy byłam już przy kasie i od razu zaczął głośno płakać. Ponieważ pocieszanie nic nie pomogło wzięłam go na ręce. Wówczas starsza pani w kolejce skomentowała: JUŻ MATKA ROZPUŚCIŁA! Po wyjściu ze sklepu zadzwoniłam do koleżanki i się popłakałam. Teraz już mnie to nie rusza.

Zdarzyła się Wam podobna sytuacja? Jak wtedy reagowałyście?
Pozdrawiam, udomowiona


3 komentarze:

  1. Fajne polaczenie dwoch 'scen' w jeden artykul! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też miałam kiedyś taką przygodę. Ludzie chyba nie wiedzą jak takim gadaniem można zranić😢 Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to przykre. Myślę, że my mamy musimy nauczyć się nie brać tego do siebie, żeby niepotrzebnie nie czuć się zranioną.

      Usuń

Zostaw komentarz - chcę wiedzieć, że ktoś to czyta:)