Kiedy miał się urodzić M. wiele osób komentowało "fajnie, urodzisz w czerwcu, będziecie mogli wychodzić na spacery". Te fajne spacery trwały około dwóch miesięcy - mały po włożeniu do wózka od razu zasypiał i mogłam spacerować z nim dwie godziny dopóki nie zgłodniał. Problemy ze spacerowaniem pojawiły się około trzeciego miesiąca. M. zaczynał płakać po odłożeniu go do wózka ale gdy tylko ruszyliśmy zasypiał, jednak ten czas do zaśnięcia wydłużał się z każdym dniem a pojawiało się coraz więcej płaczu, który próbowałam ukoić bujaniem wózka; spacery były coraz bardziej nieudane bo jak tu chodzić spokojnie po osiedlu gdy maleństwo płacze? Sama myśl o wyjściu już mnie stresowała bo nie wiedziałam czy tym razem uda mi się uspokoić malucha czy nie. Próbowałam wielu sposobów: podkładanie poduszek, kocyków, układania M. w różnych pozycjach, zawieszania różnych zabawek, żeby przykuć uwagę malca - niestety bezskutecznie.
Któregoś dnia zastanawiając się w czym tkwi problem zaczęłam szperać w internecie. Okazało się, że wiele matek miało lub ma ten sam kłopot - niemowlę nie lubiło jezdzić w gondoli. Do tej pory nie wiedziałam, że to się dzieciom zdarza. Pewnie jak większość matek miałam wizję siebie pchającej na spacerach pachnącą jeszcze nowością gondolę z zadowoloną i śpiącą sobie spokojnie kruszynką w środku. Jak się okazało moje koleżanki miały podobny problem. Musiałam szukać wyjścia z tej sytuacji: nie chciałam siedzieć w domu i dosłownie "kisić się" w czasie wakacyjnych, słonecznych dni a poza tym od początku miałam zamiar hartować malucha i przyzwyczajać do każdej pogody. Pomocna w tej sytuacji okazała się chusta do noszenia niemowląt. Szwagierka miała już doświadczenie w chustonoszeniu - pożyczyła mi chustę i nauczyła prostego wiązania. I muszę powiedzieć, że noszenie w chuście bardzo się sprawdziło! Po około dwudziestu minutach spaceru mały wtulony we mnie zasypiał a ja mogłam przełożyć go do gondoli gdzie spał dwie godziny. Kiedy zbliżał się moment pobudki starałam się być blisko domu, żeby móc szybko wrócić. Jakoś daliśmy radę. Powoli gondola robiła się za mała dla M. i gdy mały skończył pół roku przerzuciliśmy się na spacerówkę. Na początku roku wyjechaliśmy na ferie na wieś do mojej mamy i postanowiłam "trenować" z dzieckiem jeżdżenie w nowym wózku bez noszenia w chuście. I było o niebo lepiej. Mały nauczył się zasypiać w wózku a gdy nie spał spokojnie obserwował wszystko dookoła. Aktualnie spacery to najprzyjemniejsza część dnia, wychodzimy po drzemce i przemierzamy coraz dłuższe trasy a strach przed płaczem dziecka na spacerach to już tylko odległe wspomnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw komentarz - chcę wiedzieć, że ktoś to czyta:)